24 września 2024

OUTyzm POZAnormami

Lidia, Ty zawsze musisz malować COŚ!” – te słowa, wypowiedziane przez jedną z moich serdecznych przyjaciółek z czasów studiów na Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu, zapadły mi w pamięć.

 

I muszę przyznać, że to prawda.

 

Decydując się na podjęcie studiów po raz drugi, miałam konkretny cel: stworzenie cyklu malarskiego. Artystów cechuje to, że pewne tematy i emocje uwrażliwiają nas, przyciągają uwagę lub zagnieżdżają się w naszym życiu na tyle mocno, że musimy znaleźć sposób, by dać im wyraz. Każdy z nas szuka różnych ścieżek, aby znaleźć ujście dla tych wewnętrznych impulsów. Autyzm był wyzwaniem, przed którym stanęłam jako matka. Diagnoza mojego syna otworzyła mi oczy i uświadomiła, że to jest nasza rzeczywistość. Wszystko zależało od tego, jak sobie z tym poradzę.

 

Dziś, po czterech latach pełnych doświadczeń i nauki, wiem już więcej o tym, jak to jest poznawać człowieka, który funkcjonuje inaczej niż ja i osoby z mojego otoczenia. Aby nadać tym emocjom formę, musiałam przejść trudną drogę. Zajrzałam głęboko w siebie, nawet zbyt głęboko, bo aż do momentu porodu, który dla mnie, mojego syna i naszej rodziny był bardzo bolesnym doświadczeniem. Uświadomiłam sobie wiele emocji, które wcześniej unieważniałam. W rezultacie powstały trzy obrazy, które traktuję jako terapeutyczne. Nie wiem, czy kiedykolwiek je publicznie pokażę. Na razie są tylko moje. Po nich zaczęły stopniowo wyłaniać się portrety mojego synka. Te obrazy to chwile, w których dostrzegam Pawełka w naszej relacji – jako matka, ale także jako obserwatorka, która uważnie odkrywa GO na nowo dzień po dniu. Uczę się GO poprzez nasze wspólne doświadczenia, szanując jego odrębność, ograniczenia i unikalne talenty. To nauka przez życie razem.

 

Świadomie zdecydowałam, jak chcę ukazać naszą relację. Malarstwo figuratywne wydawało mi się najczytelniejsze, najbardziej odpowiadające rzeczywistości – takiej, jaka ona jest dla niego i dla mnie. Z każdym obrazem starałam się uchwycić to, co mnie w nim fascynuje, nastrój chwili. Zauważyłam, że z każdym nowym portretem ewoluowała także paleta barw – od mocnych, ciemnych tonów do lekkich, pastelowych. Co ciekawe, nie było to zaplanowane, było to zupełnie naturalne i dostrzegłam to dopiero po ukończeniu cyklu. 

 

Ten cykl malarski stał się lustrzanym odbiciem moich uczuć wobec syna. To, co ON daje mi każdego dnia, jak otwiera mnie na nowe relacje i przestrzenie, które wzbogacają nas oboje, znalazło wyraz w obrazach. 

 

Pawełku, bardzo Ci dziękuję, że jesteś w moim życiu.